niedziela, 29 lipca 2012

Panie Janie - dzieci siostry Karoliny



Rok temu śpiewałem z dziećmi często te piosenki.

Minął rok. Rozmawiałem z dziećmi kilka razy, ale nie śpiewałem z nimi "Panie Janie" czy "Sto lat" od zeszłych wakacji.

W tym roku,w pierwszy dzień w Homa Bay, pojechałem z siostrą Karoliną odebrać dzieci ze szkoły. Wróciliśmy do domu, dzieci wysiadły z auta i zaczęły śpiewać!!!

Zaniemówiłem!!! Niesamowite, że dzieci mają taką pamięć! Nie tylko zapamiętały melodie, ale całe polskie teksty - i jak wyraźnie! Nawet polskim przedszkolakom nie jest łatwo zaśpiewać wyraźnie:
".... na spacery wychodziła, innym żabkom się dziwiła, re re kum kum..."

czwartek, 26 lipca 2012

TACK KUBA! (Dziękujemy Ci Kuba!)


W zeszłym tygodniu odwiedziłem dom dziecka prowadzony przez Siostry Benedyktynki. Dom został zbudowany i  jest wspierany przez chrześcijan z Malty. Pojechałem tam z siostrą Karoliną. To tylko kilka kilometrów od miasta Homa Bay.
Siostry opiekują się tu 67 sierotami – dziećmi w wieku od kilku miesięcy do 10-11 lat.

            Dzieci od razu przybiegły, gdy zobaczyły  nasze auto. Wysiedliśmy. Wszystkie dzieci chciały uścisnąć moją rękę, a że byłem razem z siostrą Karoliną, to od razu witały mnie: „Welcome father!” Siostra wyprowadziła ich z błędu i przedstawiła mnie: "to jest doktor Remi".
Po chwili przyszła uśmiechnięta dyrektor domu. Oprowadziła nas po całym terenie – nowe budynki, bardzo zadbany teren – ładne trawniki, czysto. Dzieci nie odstępowały nas na krok. Gdy wyciągnąłem mój aparat, zaczęły krzyczeć i przepychać się, każde dziecko chciało być na zdjęciu.
Kuchnia: Dyrektor domu rozmawia z siostrą Karoliną

Podziękowaliśmy za pokazanie domu. Było już późno – ok. 18.30 - zaczęło się robić ciemno, czas wracać do miasta. 

Sypialnia dla młodszych dzieci

      Wróciłem do mojego domu. Lea, lekarka z Finlandii, z którą pracuję, walczyła z komarami. Chciała poczytać książkę, ale chmury brzęczących owadów nie pozwalały jej na to. W tym roku wyjątkowo ich dużo. Choć mamy siatki w każdym oknie, jest ich mnóstwo też wewnątrz.
Lea  zużyła w saloniku pewnie pół opakowanie Insect killer ( środek owadobójczy w sprayu) w jeden wieczór. Zapaliła dwie świece dymne, aby je odstraszyć. I tak nie dało się tam wysiedzieć. Lepiej pojść do sypialni i czytać książkę w łóżku – pod moskitierą! Zabrałem ze sobą Insect killer i rozpyliłem go w sypialni. Firma produkująca ten spray powinna zmienić jego nazwę! Tak, kilka komarów padło, ale większość nie! Ten spray jest o tyle pomocny, że ogłupia komary – stają się one wolniejsze i po położeniu się do łożka, łatwiej jest pozabijać te komary, którym udało się dostać pod moskiterę.

     Może pomyślisz, że pewnie na jakąś fobię komarową cierpię! Cóż tam komar – bąbel, poswędzi i przejdzie po chwili.
Tak, dokładnie tak jest z naszymi polskimi, niegroźnymi komarami! Przypomnij sobie, że teraz jestem nad Jeziorem Wiktorii, w zatoce gorączki (to dokładnie oznacza nazwa tego miasta Homa Bay). Tutejsze komary ( a dokładniej mówiąc komarzyce) przenosza chorobę malarię! Malaria jest tutaj głównym powodem umieralności małych dzieci. Nawet dorośli mogą poważnie zachorować, a jej mózgowa postać może się bardzo źle skończyć.

Położyłem się. Komary brzęczały blisko moich uszu.Wiedziałem, że one są tylko po drugiej stronie moskitiery, więc bezpiecznie mogłem zasnąć.

       Następnego dnia po pracy poszedłem do domu siostry Karoliny. Siostra martwiła się o dzieci, które wczoraj odwiedziliśmy. Ja nie zwróciłem uwagi na to, że dzieci te nie mają moskiter nad łożkami.
Pomyśl, jak te dzieci mogą spać, gdy tyle komarów lata. Za każdym razem, gdy jestem w szpitalu, widzę jakieś dziecko z tego domu sióstr Benedyktynek chore na malarię! Rozmawiałam o tym z siostrą dyrektorką, ale ona mówi, że  nie można było moskiter dostać w sklepach, a drugi problem to to, że nie ma pieniędzy w budżecie domu dziecka na ten cel”- mówiła zatroskana siostra.

Zgodziłem się z siostrą Karoliną. Tak, to bardzo ważne, aby ochronić dzieci przed komarami, aby mogły spać spokojnie, aby mniej z nich chorowało na malarię. Leczenie każdego dziecka kosztuje sporo, więc i dom dziecka zaoszczędziłby na lekach!

Od razu przypomniałem sobie, że przecież mam pieniądze od Kuby!!!
Kuba, chłopiec z Kalisza, który ma wrażliwe serce i bardzo chce pomagać dzieciom – zebrał i zaoszczedził sporą, jak dla chłopca w jego wieku, sumę! Pieniądze te dostałem ostatniej wiosny , gdy odwiedziłem rodzinę Kuby.

Zadzwoniłem do koordynatora Rotary Doctors (organizacji, dla której tutaj w Kenii pracuję) i poprosiłem go o kupienie moskiter!

Jedna moskitera wystarczy dla 3 łóżeczek!

Łóżka piętrowe dla starszych dzieci
Wyobraźcie sobie, że pieniądze Kuby wystarczyły na zakup 40 moskiter!!! Sierot w tym domu jest 67, ale moskitery są na tyle duże, że jedna wystarczy dla  2-3 małych łóżeczek. Moskitery zosłaly zawieszone przez uczniów katolickiej szkoły zawodowej dla stolarzy.


Dziękuję Ci Kuba!!!! Dzięki tobie 67 dzieci może teraz spokojnie spać! Dzięki moskiterom nie będą też one tak często chorować na malarię!
Ten chłopczyk ma na imię: Jan Paweł ( po naszym znanym i kochanym tutaj rodaku!)

Rodzeństwo - dziewczynka ma 12 lat, a chłopiec 10. Trafili do domu dziecka w wieku ok 5 lat, skrajnie niedożywieni - nie potrafili chodzić ani mówić. Dziś choć nieduzi wzrostem, doskonale sobie radzą w szkole.

Dzieci odprowadziły nas do auta śpiewając piosenkę w języku kiswahili - zobacz i posłychaj!
http://youtu.be/7ezG77qUicw

Miniatyrbild

"Czy odmawiałem prośbie nędzarzy i pozwoliłem zagasnąć oczom wdowy? Czy chleb swój sam spożywałem, czy nie jadł go ze mną sierota?" Hioba.31.16-17

niedziela, 8 lipca 2012

Jutro nie będzie ryb na targowisku

Dziś po południu wybrałem się na spacer nad jezioro Wiktorii.

Dom, w którym mieszkam, położony jest na wzgórzu. Wystarczy zejść w dół 20 m i widzisz w oddali wodę.



Dzisiaj zaskoczył mnie inny widok!

Cała powierzchnia jeziora pokryta zielonym kobiercem, jakby niekończąca się łąka!

Słyszałem wcześniej o liliach wodnych, które zarastają jezioro. Kilka lat temu musiano z ich powodu zrezygnować z kursów łodziami pasażerskimi z Homa Bay do oddalonego o około 100 km miasta Kisumu. Inny problem to ślimaki żyjące na tych roślinach i przenoszące larwę pasożyta schistosoma. Kąpiąc się w jeziorze ryzykujesz, że larwy dostaną się do organizmu i mogą spowodować np. krwiomocz, ból przy oddawaniu moczu,  a w niewielu przypadkach poważniejsze komplikacje jak niewydolność nerek. Czytałem w zeszłym roku o projekcie pozbycia się lilli, ale mimo wielkich nakładów nie udało się ich wyplenić.

Gdy stałem dziś na brzegu, nie widziałem w jeziorze wody, a tylko lilje po sam horyzont. Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, że to mogą być tak olbrzymie połacie tych roślin.

Lilje uniemożliwiają połowy ryb. Łódki rybaków, którzy mimo wszystko podejmą próbę, mogą ugrzęznąć między korzeniami i liśćmi. Ponoć jakiś czas temu musiano ewakuować helikopterem skrajnie wyczerpanych rybaków, którzy przez tydzień usiłowali uwolnić się z gęstwiny  na jeziorze.

Jutro na miejscowym targowisku niestety nie będzie ryb. To trudny czas dla rybaków i sprzedawców ryb.

Jest jednak nadzieja. Za kilka miesięcy - najprawdopodobniej w grudniu- wiatry i prądy wodne przeniosą lilje w inną część jeziora.



3 dni temu byłem na spacerze z dziećmi i Elvisem.

Teraz cała powierzchnia jeziora jest  pokryta liljami.


Jeden dzień w klinice

Samuel, 7-latek z podejrzeniem gruźlicy

6 byków nie pomoże, gdy jeep nie dał rady



Dziś czwartek. Już 8.30 rano, czas wyruszać do pracy.Wsiadamy do naszego jeepa
http://www.youtube.com/watch?v=ZQD3hoPCpTw&feature=player_embedded




niedziela, 1 lipca 2012

OWINO - chlopiec, wiek: 6 lat, waga: 5 kg.

Dziś mogę spać spokojnie. Po południu byłem razem z siostrą Karoliną w szpitalu odwiedzić dwoje dzieci i ich mamę.

Mama jest młodą 20 letnią kobietą.  Przywitała nas z szerokim uśmiechem. Ona zawsze jest zadowolona. Siostra uszyła dla niej bluzkę i spódnicę w jaskrawych pomarańczowo-niebieskich kolorach . Mama śmieje się głośno, przymierza nowe ubranie. Cieszy się jak małe dziecko, podskakuje z radości, gdy wyciągam swój aparat, aby zrobić zdjęcia.

.....





Dr Britt, klinika dentystyczna po drzewem, a co najważniejsze: Szymon żyje!

      Na dorocznym spotkaniu lekarzy Rotary Doctors Sweden w południowej Szwecji poznałem Britt.
Britt jest stomatologiem, która już kilka razy pracowała w Kenii. Okazało się, że będziemy w Kenii w tym samym czasie  w sąsiednich miastach. Z Homa Bay  do Migori, gdzie Rotary ma klinikę dentystyczną, jest ok.100 km. Opowiedzałem Britt o stacji misyjnej Komotobo, która leży blisko Migori  (45 minut jazdy autem). Stację tę odwiedziłem w zeszłym roku i planowałem być tam i w tym roku. Britt zaproponowała, że możemy pojechać tam razem i ona chętnie przebada zęby dzieci. Super pomysł!

 W Kenii skontaktowałem się z Britt i uzgodniliśmy, który weekend przeznaczymy na wyjazd do Komotobo.

W ostatnią sobotę wcześnie rano wyruszyłem z kierowcą do Migori, gdzie czekała na nas Britt. Razem pojechaliśmy do stacji misyjnej. Drogowskazów przy drodze nie było. Kierowca był zmuszony kilka razy pytać o drogę w wioskach, przez  które przejeżdżaliśmy. Krążyliśmy trochę, ale po 1,5 godz. jazdy dotarliśmy do celu. Trochę mnie nudności dopadły w czasie jazdy. Cały tydzień wytrzęsie człowieka po tych drogach, a tu nawet w sobotę mnie też ta atrakcja nie ominęła!



       Po krótkim odpoczynku zabraliśmy się do pracy. W szkołe z internatem mieszka tu ponad 80 dzieci głuchoniemych, 3 niewidome i 1 chłopiec albinos ( stacja misyjna to dla niego bezpieczne miejsce. Dzieci albinosi są często porywane i zabijane przez szamanów jako ofiara dla bóstw.) W tłumaczeniu na język migowy pomagał nam Josh, woluntariusz ze Stanów, który sam jest osobą niedosłyszącą i pracuje tu jako nauczciel już od prawie roku.
 


 
Doktor Britt zadała pytanie: „ Jak należy dbać o zęby, aby uniknąć wizyt u dentysty?” Dzieci nigdy nie były u dentysty, więc nie bardzo rozumiały pytanie. Po krótkim wyjaśnieniu rozpoczęła się żywa dyskusja o coca coli, owocach, myciu zębów itd. Wiele pytań ze strony dzieci, choć nie wypowiedziały żadnego słowa.















 

 
Potem odwiedziliśmy dom dziecka, gdzie mieszka 24 maluchów od w wieku od 2 miesięcy do 9 lat.


Pod wieczór Britt przebadała zęby ponad 20 niepełnosprawnych dzieci.















17 dzieci wymagało leczenia stomatologicznego.
2 tygodnie później przywieziono je do kliniki w miasteczku Migori. Doktor Britt razem ze studentką stomatologii z USA pracowały cały dzień i leczyły zęby dzieci z Komotobo.

Byłem taki zadowolony! Pomysł powstał w Szwecji, zaplanowaliśmy i zrealizowaliśmy cały projekt!

Niestety, to jeszcze nie koniec...

Następnego dnia rano dzwoni do mnie Britt. Dostała telefon ze stacji misyjnej. 7-letni niepełnosprawny chłopiec Szymon, któremu dzień wcześniej usunęła zęba, zaczął w nocy krwawić z miejsca po ekstrakcji. Nie mogli zatrzymać krwotoku, więc zabrali chłopca do małego szpitala ok.12 km od stacji. Tam też nie mogli mu pomóc i zawieziono go do większego szpitala misyjnego w Migori.
Stomatolog Britt nie mogła zrozumieć. To było proste usunięcie zęba, nie powinno tak krwawić. Zapytaliśmy na stacji misyjnej, czy ten chłopiec miał wcześniej problemy z krwawieniami. Nikt nic nie wiedział na ten temat.

Britt starała się zatamować krwotok. Była poprawa, przez godzinę krwawienie prawie ustało. Potem znów zaczęło krwawić!

Szkoła skontaktowała się z ojcem. Tato opowiedział, że Szymon był operowany w zeszłym roku i po zabiegu nie można było zatamować krwawienia z rany. Chłopiec leżał w szpitalu przez 2 miesiące zanim rana się zagoiła. Ojciec pokazał kartę informacyjną wypisu ze szpitala, gdzie było napisane, że chłopiec miał rozpoznaną hemofillię A!

Doktor Britt była przerażona. Nigdy nie podjęłaby się wyrwania zęba, gdyby wiedziała o tej diagnozie. Hemofilia jest wrodzoną chorobą  zaburzeniem krzepnięcia krwi, tzw. skazą krwotoczną. Wymaga przetaczania  czynnika krzepnięcia, aby możliwe było zatamowanie krwotoku. Czynik krzepnięcia to jeden z najdroższych leków, dostępny w bogatych krajach. W Kenii jest, być może, w jakimś szpitalu w stolicy kraju Narobi, ale nie tutaj na prowincji!

Krwawienie z zębodołu próbowano zatamować gazikami nasączonymi parafiną. To był bardzo trudny dzień dla doktor Britt.
Ja pracowałem w wiosce, nie mogłem się skoncentrować.  Chciałem pomóc tym dzieciom na stacji misyjnej przez zorganizowanie badania i leczenia u sotmatologa. Tak, pomogłem, ale 7-letni Szymon straci życie z powody krwotoku. Po co się na ten cały pomysł porwałem?! Więcej szkody niż pożytku! Głowa bolała mnie pełna napierających myśli poczucia winy i lęku o życie chłopca.

Pielęgniarka Phyllis i doradca do spraw HIV Janet uspokajały mnie. „Doktorze, zrobiliśmy to, co mogliśmy. Nic nie pomoże zamartwianie się. Trzeba oddać to w Boże ręce i Jemu zaufać.” Przyznałem im rację. Poszedłem na krótki spacer, pomodliłem się i wysłałem kilka smsów do moich przyjaciół z prośbą o modlitwę o życie Szymona.

Porozmawiałem wieczorem przez telefon z lekarzem dyżurnym w szpitalu. Stan Szymona na tyle się ustabilizował, że postanowiono zatrzymać go przez noc w szpitalu misyjnym w Migori. Gdyby znów doszło do krwawienie, miał być następnego dnia przetransportowany do szpitala wojewódzkiego  -jakieś 200 km od Migori.

Położyłem się i zasnąłem. Stomatolog Britt tej nocy nie zmróżyła oka. Rano poszła odwiedzić Szymona i okazało się, że nie krwawił przez całą noc! Cóż za ulga!!! Chłopiec został w szpitalu cały dzień, a wieczorem tato zabrał go do domu.

Doktor Britt dzwoni do mnie po południu. Rozmawiała z ojcem dziecka, który opowiedział jej o planach obrzezania Szymona kilka tygodni później! Lekarz ze szpitala wyjaśnił ojcu na jaką chorobę cierpi Szymon. Obrzezanie w jego przypadku mogłoby zakończyć wykrwawieniem się na śmierć. Wydaje się, że ojciec to zrozumiał.

Podsumuję całą historię. Najprawdopodobniej uratowaliśmy życie Szymona dzięki temu projektowi stomatologicznemu. Krwotok po wyrwaniu zęba udało się zatamować. Ojciec straciłby syna, gdyby pozwolił go  w tradycyjny sposób, gdzieś w buszu,  obrzezać.
Miejmy nadzieję, że ojciec zrozumiał istotę choroby i  będzie na tyle świadomy ryzyka związanego z obrzezaniem, że nie ulegnie naciskom ze strony wioski i rodziny co do tej silnej plemiennej tradycji!